środa, 2 lipca 2014

A może znów zacznę pisać...?

Ostatnio przeglądałam pliki z moimi opowiadaniami i okazało się, że fragmentów tego konkretnego ("Wybór drogi") napisałam swego czasu (oj dawno to było... dawno)  troszkę więcej niż zamieściłam na chomiku. A zatem postanowiłam, nieśmiało, pokazać go tym kilku osobom, które, jak mam nadzieję, jeszcze tu czasem zaglądają ;)
Nie ingerowałam w tekst, więc... w razie czego... wybaczcie jeśli spowoduje on "reakcje zwrotne" ;)



WYBÓR DROGI
Czwarte opowiadanie mojego autorstwa
Rozpoczęłam pracę nad nim w lutym 2011 roku
(od lat, niestety, leży i czeka... bym je dokończyła)


Fragment  siódmego  (niepublikowanego)  rozdziału:

(...)
Zrezygnowała z wizyty w bufecie, chociaż już została poinformowana, gdzie się on znajduje. Zwyczajnie nie miała czasu na taki luksus.

Na szczęście na jej piętrze… Musiała się przyzwyczaić do myśli, że ósemka jest „jej” piętrem, lecz natłok pracy, który spadł na nią tego pierwszego dnia, skutecznie odciągał jej uwagę od egzystencjonalnych rozważań.

A więc, na szczęście, na jej piętrze znajdował się automat.

Dziękowała Bogu za ten dar niebios!

Tak właściwie podziękowania należały się zapewne administratorowi biurowca, ale to nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
Ważna była kawa!

I tylko o tym mogła w tej chwili myśleć!
 
* * *
Przyglądał się jej.

Zdawał sobie sprawę, że musiała minąć zaledwie minuta, może dwie, a miał wrażenie jakby gapił się na nią całą wieczność.

Nie znał tej kobiety.

Chociaż nie widział jej twarzy, miał pewność, że jej nie zna.

Niezaprzeczalnie miał jednak ochotę ją poznać!

Jego ciało również!

Mówiąc wprost, stanął mu na jej widok!

Nie bardzo to rozumiał, ale też nie roztrząsał teraz tego zagadnienia. Mimo że od wielu dni nie reagował na damskie wdzięki, nawet te, podawane mu na tacy, a tym bardziej na takie przypadkowe i zdawałoby się niewinne spotkania.

Czy jednak całkiem niewinne?

Kobieta, stojąc przy automacie do kawy, prezentowała się co najmniej kusząco. Dopasowany, bardzo skąpy kostium doskonale eksponował idealną figurę.

A jej nogi?

To było dzieło sztuki!

Długie, niesamowicie zgrabne i odziane w cieniutkie pończochy. Musiała mieć na sobie pończochy. Podpowiadało mu to doświadczenie. Nie raz rozbierał z nich, nie bez przyjemności dla obu stron, „seksowne kociaki”.

A ona niezaprzeczalnie miała w sobie wiele seksapilu.

Postąpił kilka kroków w jej kierunku i nagle zamarł.
 
* * *
Wiedziała, że w końcu jej brak koordynacji ruchowej musi dać o sobie znać. Dziwiła się, iż do tej pory jeszcze nic jej się nie przytrafiło.

Cud jakiś!

Teraz jednak nie mogła myśleć o nadspodziewanie łaskawym losie.

Pochyliła się, by pozbierać rozsypane dokumenty, które do tej pory pewnie trzymała, a raczej przyciskała do piersi jedną ręka, drugą lawirując dość nieporadnie dla osiągnięcia wymarzonego, w tej chwili, celu. Kubka z kawą.

Napój spoczywał w jej dłoni, natomiast dokumenty rozsypały się dokoła tworząc papierowy, przeważnie biały, dywan u jej stóp.

Zaściełały prawie całą szerokość korytarza.

Gdyby ktoś teraz przechodził, musiałby podeptać te papierzyska.

Nie liczyła przecież na tak wielką życzliwość, by ktoś obcy pomógł jej sprzątać ten bałagan. Na tyle szczęścia nie miała nawet nadziei.

Zastanawiała się właśnie, czy nie lepiej będzie odstawić gdzieś na bok kawę, zanim jeszcze dodatkowo zaleje nią zbierane dokumenty, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok.
 

* * * 
Nie potrafił oderwać od niej oczu. A ściślej rzecz biorąc od jej pośladków. Ta kusząca część ciała prawie kłuła go w oczy.

A coś innego „kłuło” go w spodniach.

Kobieta zbierała rozsypane papiery, a on zamiast jej pomóc, zachować się jak gentelman, gapił się na jej tyłek.

I ślinił się jak uczniak na widok seksownej nauczycielki!

Śmiałby się z siebie, gdyby tak paskudnie nie zaschło mu w gardle.

Był niesamowicie podniecony i kompletnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

Ocknął się dopiero, gdy kobieta znieruchomiała.

Musiała poczuć na sobie jego wzrok.

Nie zdziwił się. Tak intensywnego spojrzenia, jakim ją pożerał, w żadnym wypadku nie można było nie poczuć.

Podszedł do niej, kucnął obok i zdecydowanym ruchem zgarnął połowę dokumentów z podłogi.

Podając jej plik kartek, automatycznie spojrzał jej prosto w oczy i po raz kolejny, w przeciągu kilku minut, zamarł.

To była ona!

Ta kobieta, której nie spodziewał się już spotkać!

Ona także go rozpoznała!

Zareagowała jednak trochę inaczej.

Poderwała się gwałtownie, rozlewając przy tym odrobinę, trzymanej w ręku, kawy. Czuł, że go oblała, ale zupełnie się tym nie przejmował.

Najważniejsze, że tu była!
Znalazł ją, chociaż przecież nie szukał!

I wyglądała…

Niesamowicie, pięknie, seksownie, kusząco do bólu…

Naprawdę do bólu!

Odczuwał to, w tej niewygodnej pozycji, ze zdwojoną siłą. Jego „przyjaciel” zwyczajnie rwał się na wolność!
 
* * *

Po prostu nie mogła w to uwierzyć!

To był on!

Ale co tutaj robił? Pracował? To niemożliwe!

Panikowała.

Nie poradzi sobie, gdy będzie go musiała spotykać!

Stał już przed nią w całej swojej olśniewającej okazałości.

Był od niej trochę wyższy, mimo że założyła bardzo wysokie obcasy.

Musiał być też sporo od niej młodszy!

Zganiła się za to gapienie i ocenianie mężczyzny.

Niezaprzeczalnie jednak był nieziemsko pociągający!

Po pierwszym szoku, który niechybnie musiał się odmalować na jej twarzy, dając mężczyźnie do zrozumienia, że go rozpoznała, opanowała się błyskawicznie.

Zignorowała, nie bez wysiłku, szybkie bicie serca i drżące kolana, i przywdziała maskę obojętności, swoją niezawodną zbroję.

– Przepraszam… – odezwała się, nie poznając swojego głosu. Nad tym jednym najtrudniej było zapanować.

– Ja… – zaczął mężczyzna, jakby lekko zdziwiony. Po chwili jednak uśmiechnął się szeroko, co w połączeniu z jego niesamowitymi oczami, których nie potrafiła nie zauważyć, a tym bardziej zignorować, dawało piorunujący efekt. – Nic się nie stało!

– Marynarka – zaczęła – trochę jednak ucierpiała.

Spojrzał na siebie, jakby dopiero zauważył, że oblała go kawą. Co prawda tylko kilka kropli plamiło jego nienaganny garnitur, ale fakt niezbicie potwierdzał, że zachowała się jak kompletna „fajtłapą”.

Utrzymała jednak kamienną twarz i pozorny spokój, chociaż jego kolejny uśmiech potrafiłby przyprawić o palpitację nawet najodporniejszą kobietę.

– Drobiazg – pocieszył ją przystojny nieznajomy.

Nie chciała nawiązywać z nim znajomości, bo później nie będzie się jej mogła wyprzeć, co może doprowadzić do wielu trudnych dla niej sytuacji. Nie mogła jednak przystać na rozwiązanie, które jej tak subtelnie podsuwał.

Zaczerpnęła powietrza, wyciągając w jego kierunku dłoń.

– Aleksandra Woźniak – przedstawiła się.

Chyba zaskoczony jej chłodnym tonem głosu, ujął wyciągniętą rękę, odpowiadając, jak przypuszczała, automatycznie:

– Sebastian Saramonowicz.

Nim dodał cokolwiek więcej, powiedziała oficjalnym tonem, przeznaczonym, choć w tej chwili w zasadzie nie widziała takiej konieczności, do sprowadzania mężczyzn na ziemię:

– Pracuję w „Brooks&Wagner”. Proszę przysłać mi rachunek za pralnię – a wyswobadzając dłoń z jego uścisku, dodała: – Jeszcze raz przepraszam.

Odwróciła się i odeszła.


Zamieszczony tutaj tekst jest w całości moją własnością (megii24)
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Powielanie, kopiowanie i rozpowszechnianie bez pisemnej zgody autorki - ZABRONIONE.